Odpowiedź Jacka Charmasta na wypowiedź prof. Nalaskowskiego w Polityce.pl

Na portalu „ W Polityce.pl” niejaki profesor Aleksander Nalaskowski z UMK, z pasją dzieli się swoimi  przemyśleniami na temat narkotyków.
http://wpolityce.pl/artykuly/35861-prof-nalaskowski-dla-wpolitycepl-o-groznej-promocji-narkotykow-oczekiwalbym-zjednoczonego-sprzeciwu-wychowawcow

Chciałbym się odnieść do przytoczonych przez niego argumentów. Pisze on:
„Alkohol nie jest szkodliwy dla zdrowia! To jego nadużywanie jest szkodliwe i prowadzi do degeneracji. Tak jak nadmierna prędkość na drodze czy obżarstwo. Papierosy palone rzadko i „na wiwat” też specjalnie nie spustoszą głowy ani płuc. Chociaż to ewidentne paskudztwo. Marihuana natomiast jest szkodliwa od jednego „macha” jonitem. I w przeciwieństwie niemal zawsze uzależnia… Trawka i inne narkotyki zabija nastolatki, ludzi przed trzydziestką, zabija młodzież i generuje katastrofy”

Profesor bardzo się myli się. Marihuana jest mniej szkodliwa niż alkohol i  nie uzależnia od „jednego macha”. Nie tylko jest mniej szkodliwa w każdym niemal wymiarze, ale między porównywanymi substancjami jest po prostu przepaść. Biorąc pod uwagę tylko profesorów uniwersyteckich czy przywoływanych przez Profesora terapeutów uzależnień, alkohol zrobił w tych grupach więcej nieszczęść i przyczynił do większej liczby zgonów niż marihuana wypalona przez wszystkich Polaków. Wódka wyniszczała i wyniszcza całe narody, przetrzebiła Indian, wybija wiele ludów Syberii. Nie wielu o tym wie, ale w pewnym okresie czasu wódka niemal dziesiątkowała terapeutów największej krajowej organizacji „antynarkotykowej”. Jak ich znam, pewnie nawet na łożu śmierci powtarzaliby, że marihuana jest groźniejsza od wódki, ale czy by w to wierzyli to inna sprawa. Na ogół terapeuci mają świadomość, że marihuana jest po prostu dużo mniej groźnym narkotykiem od pozostałych, ale zgodnie z zasadą dwóch prawd, pewne informacje trzymają dla siebie. Gdy w latach 90 – tych, dopadł nasz kraj boom narkotykowy, tysiące dzieciaków załapało się na paloną heroinę myśląc, że mają do czynienia z jakimś przetworem konopi. Nikt ich w porę nie ostrzegł, bo obowiązywał przekaz, że wszystkie narkotyki są takie same, że nie ma miękkich, nie ma twardych. Dobry interes zrobili na takiej profilaktyce tylko terapeuci, bo podwoiła się im szybko liczba klientów, miejsc pracy, wzrosły pensje. W przyjętym w Polsce modelu pomocy, uzależnionego od heroiny można latami poddawać leczeniu, głównie ośrodkowemu czyli takiemu, które często nie daje żadnych efektów oprócz kasy dla „uzdrawiaczy”. Oczywiście koszty ponosi społeczeństwo. W sprawie trawki, która zabija przed trzydziestką powiem tak. Trawka nie zabija nawet stulatków, a z innych substancji nawet najbardziej groźna heroina zabija wolniej niż alkohol. Po dwudziestu – trzydziestu latach nieustannego przyjmowania heroiny można być w całkiem dobrej formie. Teoretycznie, bo w praktyce, życie heroinisty rzeczywiście nie jest długie.  Zabijają go bezdomność, zakażenia, choroby, czyli to, co jest efektem marginalizacji i zaszczucia. Ich szybkie śmierci to głównie efekt polityki „zera tolerancji”. Obecnie w warszawskich programach substytucyjnych, leczy się ok. 1000 heroinistów, z których ponad połowa skończyła dawano 30, a bardzo wielu 50 lat. Znajdziemy i sześćdziesięciolatków, z blisko 40-letnim stażem narkotykowym. Nota bene, wysoka na tle kraju dostępność do leczenia substytutami heroiny w stolicy, to przede wszystkim wielka, nieznana nikomu zasługa administracji prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego i jego współpracowników, Pawła Wypycha i Teresy Szopińskiej. Czy więc można być prawicowcem i dla przeprowadzenia jakiejś trudniejszej refleksji nie pożyczać łba od bolończyka, jak wyraził się Profesor? Jak najbardziej. No a wódka? Spróbujmy jej używać nie przez 20, nie przez 10, ale przez 5 lat,  dzień w dzień, do upojenia, tak jak używa się heroiny.

„Niemal wszyscy kokainiści zaczynali od marihuany. Terapeuci, których w dyskusji jest najmniej, wiedzą, że bardzo często najpierw jest piwo, potem skręt, potem skręt plus alkohol, potem kokaina, potem kokaina plus wóda”
Przy drugim argumencie Profesor sam sobie zaprzeczył, pisząc „najpierw piwo…”. No właśnie. To alkohol a nie marihuana jest przyczyną większości inicjacji narkotykowych. Alkohol sam jest najgroźniejszym obok heroiny narkotykiem, co pokazują badania przedstawione w najbardziej prestiżowym piśmie medycznym Lancet. Dodatkowo polityka „zera tolerancji” wobec marihuany, powoduje lawinową produkcję nowych dopalaczy zawierających syntetyczne kanabinole, dużo groźniejsze od ich naturalnego krewniaka. Przykład. Krajem gdzie na kanabinolowe dopalacze nie ma popytu jest Holandia, ponieważ tam działa pewien margines tolerancji dla naturalnych konopi. Tam blisko pół miliona ludzi pali marihuanę, ale prawie nie ma narkomanii strzykawkowej. Nie promuję tutaj modelu holenderskiego, ale próbuję przedstawić obłęd polityki „zera tolerancji”.

„To znaczy, że do tak niebezpiecznych zjawisk (bez przerwy wyciąganych) i chociaż legalnych jak alkoholizm i nikotynizm mamy jeszcze dołożyć marihuanę? Dziwna logika. Suma trzech, wzajemnie się często wzmacniających katastrof ma być mniejsza niż suma dwóch?….. Poza tym w areszcie znacznie trudniej o skręty i piguły. I w przeciwieństwie do „depenalizowanego zażywania” taki post może, ale nie musi rzecz jasna, być początkiem nowej drogi.”
Tu zgadzam się z Profesorem. Argument za legalizacją mówiący, że marihuana jest mniej groźna od wódki, nie może być używany, bo jest nielogiczny. Jest raczej argumentem za delegalizacją wódki. Natomiast samo porównanie obydwu substancji i co z tego wynika dla społeczeństwa, jest jak najbardziej na miejscu. To, co najbardziej oburza młodych ludzi palących marihuanę jest skrajna nieadekwatność reakcji społecznej. Demoralizatorzy z telewizora, posłanka Elżbieta Kruk, posłowie Ludwik Dorn, Andrzej Pałys słaniali się i bełkotali po pijanemu, łażąc po i wokoło Sejmu (pewnie było takich wielu więcej, ale wymieniam tylko zwolenników opcji „zero tolerancji”)  i żadna przykrość z tego powodu ich nie spotkała. Alkohol jest na ołtarzach, dosłownie. Natomiast młodym ludziom, palaczom konopi, którzy na ogół niczego złego nikomu nie robią, niszczy się życie. A jak jest w więzieniu i jakie daje ono efekty wychowawcze, to proponuję Profesorowi samemu doświadczyć, zanim zacznie proponować kiblowanie innym. Nie był Pan nigdy obiektem przemocy seksualnej innego mężczyzny? Wiem, że są i tacy, którzy i w tym zobaczą dobre strony.  Pamiętam jak szef więziennictwa Kajetan Dubiel (obecnie już były szef) przy jakiejś okazji, pytał: Chcecie dla nich więzienia? Dlaczego jesteście tacy okrutni? Proponuję Profesorowi trochę odpowiedzialności, bo marihuany używa już blisko połowa młodzieży, używa mimo bardzo surowego prawa. Skoro więzienia są dla nich przyciasne, to może otwórzmy kacety? Zostało ich trochę po wojnie.

„Niewielka ilość narkotyku. Tak, bez przerwy mówi się o jakichś dwóch gramach trawki. Czyli o jednym normalnym papierosie. Ale do domu artystki przyszło pocztą 60 gramów narkotyku. Ciekawym czy prokuratura pójdzie tropem przesyłki i namierzy w USA nadawcę, którego stosowne służby przesłuchają. Myślę, że tutaj możemy liczyć na chłopaków z FBI. Są w tym względzie nieubłagani”.
Tu nie mam nic do powiedzenia. Niech 60 gramami wysłanymi do suki imieniem Ramona rzeczywiście zajmie się policja. A na marginesie, czy ktoś zna adres domowy Profesora?

„Dlaczego wciąż mówimy o uniewinnianiu winnych, dlaczego całą energię wkładamy w dyskusję o tych, którzy po marihuanę sięgnęli. A milczymy o tych, których trzeba i da się jeszcze ochronić. Milczymy o zdrowej „reszcie”, która jest zdrowa do czasu”.
Właśnie o całą resztę i ich prawa chodzi. Kto krzywdzi jednego, krzywdzi cały świat.

„A obok „wolnych konopi” trzeba powołać „wolnego bełta” i „wolną machorę”, a wówczas nałogi zginą jak ręką odjął. I nikt już nie będzie pytał, kto to był Kotański”.
Skoro Profesor przywołał tu Kotańskiego oznacza to, że niewiele wie o jego poglądach. Marek Kotański był przeciwnikiem zaostrzenia prawa w 2000 roku. Dowodem na to, jest rozmowa, jaką z nim przeprowadził Janusz Weiss (link do rozmowy: http://hyperreal.info/node/50). Oczywiście, wielu terapeutów Monaru jest za ostrym prawem, ale wielu, może tyle samo za liberalizacją. Niestety, dzisiejsze władze tej zasłużonej organizacji, opowiadają się nie tylko za ostrym prawem, ale też za ograniczeniem dostępu do leczenia i pomocy. A ściślej za ograniczeniem dostępu do pomocy ambulatoryjnej, do terapii podtrzymującej, do redukcji szkód, do pomocy socjalnej. To pozwala im zagonić wszystkich ludzi z problemami narkotykowymi na ulicę, a potem do terapii za pomocą „jedynej słusznej metody”, czyli leczenia w pół zamkniętym, przemocowym i anachronicznym modelu ośrodkowym. Władze Monaru takie ośrodki prowadzą i zależy im bardziej na ich korzystnym bilansie ekonomicznym niż na dobru osób, którym leczenie jest potrzebne. Nie dziwne, rehabilitacja stacjonarna to 90% przychodów rzeczonej organizacji, a przecież dzisiaj  leczenia ośrodkowego potrzebuje tak naprawdę najwyżej 5 % szukających pomocy. Większość trafia do niego, bo często nie ma alternatywy.  Mimo rożnych nieuczciwych zabiegów terapeutów, nad ośrodkami wisi widmo bankructwa. Jedynie bardzo ostre, wymuszające leczenie prawo, przy braku konkurencji dla stacjonarnej terapii, może ją podratować. Z drugiej strony przesuwając część nakładów finansowych z ośrodków na ambulatoria, na terapię substytucyjną,  na redukcję szkód, na postrehabilitację, można by objąć pomocą dwa – trzy razy więcej osób niż ma to miejsce obecnie. Dokładnie za te same pieniądze. Rozumiał to Lech Kaczyński i Paweł Wypych, potem kolejne stołeczne administracje, które w kilka lat niemal zlikwidowały narkomanię uliczną. Niestety, władze dwóch największych organizacji narkotykowych tj. Monaru i Karanu stoją na drodze wszelkich reform i jako lobbyści wykazują się bezwzględnością. Jest to towarzystwo zdemoralizowane w wyniku 30 lat stosowania przemocy. To ci sami ludzie, którzy dopuszczali się w przeszłości najdzikszych naruszeń praw swoich pacjentów, albo nie reagowali na takie naruszenia. Nota bene, szef Karanu, ks. Paweł Rosik został w tym roku skazany za przemoc i molestowanie. Po siedmiu latach procesu.

Szanowny Profesorze Nalaskowski, Polska nie potrzebuje ani lewicowej czy prawicowej polityki narkotykowej, potrzebuje polityki racjonalnej. Na razie dostajemy ideologię ze wszystkich stron, od Kościoła, rządu, Monaru, Karanu, od Palikota i Rydzyka. Dzisiaj narkotyki są na sztandarach młodych ludzi, bo nieadekwatna akcja rodzi równie nieadekwatną reakcję. Bardzo rozumiem ten ruch, choć się z nim nie utożsamiam.

Na koniec jeszcze jedno z semickich przysłów. „Jeżeli potknie się uczony, potyka się cały świat”.

 

Jacek Charmast