ZIELONE GÓRY MAROKA

Ten afrykański kraj, choć słynie z uprawy konopi oraz produkcji haszyszu, lokuje się w pierwszej światowej trójce producentów marihuany, obok Meksyku i Afganistanu. Szacuje się, że około 80% marihuany dostępnej na rynku europejskim pochodzi z Maroka, a 800 tysięcy Marokańczyków utrzymuje się z uprawy konopi.[1] Pola uprawne znajdują się głównie na północnym zachodzie kraju, w górach Rif ( na północ od Fezu). Za „stolicę” upraw konopi uważane jest  niewielkie, górskie miasto Ketama, które nie podlega kontroli policji, rządzą w nim gangi narkotykowe, a biali turyści nie są mile widziani. Przyjeżdżają tam członkowie gangów w roli swego rodzaju przedstawicieli handlowych. Autor bloga „ Paragon z podróży”, który podjął ryzykowną decyzję udania się do Ketamy, na miejscu został powitany przez farmerów chcących pokazać mu swoje uprawy, zachwalających rośliny oraz liczących na nawiązanie stałej współpracy handlowej- najwyraźniej został wzięty za jednego z przedstawicieli narkotykowej mafii.[2]  Tylko dzięki własnemu sprytowi udało mu się wyjść z tej sytuacji bez szwanku, podkreśla jednak, że nie każdy może mieć tyle szczęścia.

Palenie marihuany lub haszyszu jest w Maroku powszechne,  każdy turysta z plecakiem może być pewny, że będzie nagabywany przez miejscowych, oferujących mu „kif” –  jak Marokańczycy nazywają haszysz. Kupienie narkotyku od ulicznego sprzedawcy może się okazać niebezpieczne, substancja ta zazwyczaj jest kiepskiej jakości. Można też natknąć się na oficerów policji, którzy wcielając się w rolę handlarzy, zatrzymują osoby łamiące prawo. Jeśli ktoś przyjeżdżając do Maroka chce w jak najmniej ryzykowny sposób spróbować tamtejszego, dobrej jakości  haszyszu, najbezpieczniejszej będzie jeśli zapali go z poznanymi wcześniej miejscowymi. Spotykaj się oni często w  specjalnych małych kafejkach, jednak nie są tam mile widziane kobiety.[3]

Pomimo powszechnego używania i uprawiania marihuany w Maroku, prawo narkotykowe jest tam dość surowe. Za posiadanie narkotyków grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności lub wysoka grzywna. Rząd marokański musi jednak zdawać sobie sprawę z roli jaką odgrywają konopie w gospodarce oraz z tego, że zabranie jedynego źródła dochodu tak dużej liczbie obywateli jest praktycznie niemożliwe. W 2011 roku władze rozpoczęły kampanię zachęcającą do uprawy innych roślin, m.in.  migdałów, jabłoni i oliwek, jednak hodowla konopi na górzystych terenach północnego Maroka jest  łatwiejsza oraz efektywniejsza, a uzyskany z niej zysk znacznie wyższy. [4]Pozwolenie na legalną uprawę konopi pomogłoby krajowi osiągnąć stabilizację gospodarczą, zmniejszyć deficyt handlowy,  a także osłabić pozycję gangów narkotykowych oraz zmniejszyć szkody na jakie narażeni są hodowcy sprzedający swój produkt na czarnym rynku. Marokańscy politycy zaczynają powoli zdawać sobie sprawę z korzyści jakie przyniosłaby im zmiana obowiązującego prawa.  Khadija Rouissi, członkini partii „ Autentyczność i nowoczesność”, wezwała do narodowej debaty dotyczącej legalizacji uprawiania konopi, aby „nie zamiatać dłużej problemu pod dywan”.[5]